Słowacja (Wielka i Mała Fatra), 2022

Od jakiegoś czasu planując majówkowe wypady w górskie rejony, staramy się omijać terminów bezpośrednio okalających lub zahaczających o wolne majowe dni, uznając, że nie warto w tym czasie przeciskać się miedzy tłumami innych, którzy równie chętnie w tym czasie wyruszają na podbój górskich szlaków. Wychodząc z takiego założenia rok temu spędziliśmy majówkowy wyjazd w Beskidzie Sądeckim w drugiej dekadzie maja, a nasz tegoroczny wyjazd na Słowację w masyw Wielkiej i Małej Fatry odbył się w ostatnim tygodniu maja.

Głównym celem, jaki postawiliśmy sobie podczas tego wyjazdu był trawers Małej Fatry, który choć niespecjalnie długi (ok 33 km) to jednak dający w kość ze względu na spore przewyższenia (ok 2400m). Całość jednak daje się zrobić w jeden dzień i taki właśnie był plan. Oprócz tego chcieliśmy spędzić też trochę czasu na rowerach. Okolica bowiem obfituje w ścieżki rowerowe zarówno o spokojnym, jak i nieco bardziej agresywnym, górskim charakterze.

22.05.2022 (niedziela) – prolog & rekonesans

Po przyjeździe i zameldowaniu w wynajętym domku w miejscowości Blatnica okazało się, że dzień jeszcze całkiem długi i aby rozprostować trochę nogi po kilku godzinach spędzonych w samochodzie uznaliśmy, że warto się jeszcze trochę poruszać. Ponieważ i tak czekaliśmy na przyjazd drugiej części ekipy, mieliśmy chwilę na zapoznanie się z okolicą. Wyruszyliśmy zatem rowerami na krótką przejażdżkę bezpośrednio z Blatnicy w kierunku Gaderskiej Doliny. Prowadzi tam żółty szlak pieszy oraz zielona ścieżka rowerowa (cyklotrasa), którą można dojechać aż do źródeł Gaderskiego Potoku w Dolinie Dedosovej. My jednak po ujechaniu kilku kilometrów uznaliśmy, że już nam nie chce się więcej jechać pod górę i zawróciliśmy w kierunku wejścia do doliny. Tutaj się rodzieliliśmy i już w mniejszym gronie kontynuowaliśmy wycieczkę rowerową w przeciwnym kierunku, docierając do miejscowości Turciański Michał, która stanowi przysiółek Turciańskich Teplic – znanej na całą Europę (i jednym z najstarszych) miejscowości uzdrowiskowej. Tam odbiliśmy w lewo i leśnymi drogami dotarliśmy na punkt widokowy, z którego rozpoczęliśmy zjazd do miejscowości Mosovice i stamtąd już asfaltem z powrotem do Blatnicy. Pozwoliło to nam już pierwszego dnia ukręcić prawie 34km z ponad 430m przewyższeń.

Widok na Tlstą i Ostrą
A tu widok w drodze powrotnej. W tle majaczy gdzieś pasmo Małej Fatry.

23.05.2022 (poniedziałek) – Kralova Studna

Nazajutrz naszym celem był wjazd rowerem na szczyt Krizna (1574m) – to najwyższy punkt w masywie Wielkiej Fatry, na który można się legalnie dostać na dwóch kółkach. Wystartowaliśmy z miejscowości Dolny Harmaniec, skąd początkowo trochę asfaltami, a trochę zakrzaczonymi ścieżkami dotarliśmy do Dekretovej Jaskyni, która jednak nie była naszym celem. Ruszyliśmy dalej wzdłuż ruchliwej drogi, ale na szczęście po chwili mogliśmy ją opuścić, skręcając w prawo w boczną dróżkę, prowadzącą, jak się potem miało okazać, aż do Kralovej Studny, dużej restauracji położonej na wysokości ok 1270m. Podjazd początkowo charakteryzował się sporym nachyleniem terenu rzędu 15-20%, by potem jednak się nieco wypłaszczyć. Cały czas jednak poruszaliśmy się mozolnie pod górę. Dopiero przy wiacie postawionej przy połączeniu tej drogi z zielonym szlakiem na wysokości ok 1040m teren się wypłaszczał, by nawet chwilami oferować nam możliwość krótkich zjazdów. Od wiaty pod Krasnym Kopcem (1237m) mieliśmy do pokonania ostatni podjazd pod restaurację. Na miejscu zastała nas niezła, choć wietrzna pogoda. Restauracja była otwarta, choć wyłącznie część barowa. Kuchnia była nieczynna i nie było możliwości, aby zamówić coś do zjedzenia. Usiedliśmy na chwilę przy restauracji racząc się tutejszymi chmielowymi elektrolitami w nagrodę za podjazd i z każdą minutą malały chęci do podjęcia ostatecznego ataku i podjazdu na Krizną. Wszystko ze względu na dość nieprzyjemny, zimny wiatr, który towarzyszył nam na górze. Wśród ekipy też nie było specjalnego „spręża”, aby wjeżdżać na górę. Dlatego zdecydowaliśmy, że nie ma co się na siłę forsować już pierwszego dnia i rozpoczęliśmy zjazd żołtą cyklotrasą.

Początek podjazdu do Kralovej Studny nieopodal Dekretovej Jaskyni

Zjazd, początkowo dość łagodny, szybko pokazał charakter. Trasa okazała się dużo trudniejsza technicznie niż ta, którą podjeżdżaliśmy. Luźne kamienie wylatywały spod kół, a spore nastromienie wynikające z faktu, że trasa zjazdowa jest wyraźnie krótsza niż podjazd, napędzało nasze rumaki. W efekcie doszło do upadku, w wyniku którego jeden z uczestników wyprawy trochę się poobdzierał. Konieczny był zatem postój opatrunkowy podczas zjazdu, podczas którego doprowadziliśmy kolegę do stanu używalności i dopiero ruszyliśmy w dalszą drogę. Dalej było nieco łatwiej, bo zaraz ścieżka zamieniła się w szeroką, szutrową drogę, a w końcowej fazie była ona nawet pokryta asfaltem. Finalnie zjazd zajął połowę tego czasu co podjazd, wliczając w to długi postój potrzebny na załatanie dziur w skórze 😉 Ostatecznie wycieczka zamknęła się w 30 km i ok 900m przewyższeń, co dawało nadzieję, że jeszcze nie wszystkie zapasy sił przed kolejnymi dniami zostały wyczerpane.

Brama skalna, którą przekraczaliśmy podczas podjazdu
Pod Kralovą Studną. Restauracja już niedaleko… 😉
Restauracja Kralova Studna

24.05.2022 (wtorek) – Tlsta & Ostra

Po dwóch dniach kręcenia na rowerze z zadowoleniem przyjąłem propozycję, aby tym razem spędzić dzień na spacerze po okolicznych górkach. Nasz wybór padł na znajdujące się w pobliżu naszej miejscowości szczyty Tlsta (1373m) i Ostra (1247m). Na szczyty te niemal bezpośrednio spod naszej chaty wyprowadzał niebieski szlak pieszy, który początkowo pokrywa się z żołtym i zieloną cyklotrasą, którą kawałek podjechaliśmy w niedzielę. Dość szybko jednak niebieski szlak odbija w prawo i przez szeroką polanę wyprowadza na skraj Vapennej Doliny. Zamknięta jest ona bardzo stromym podejściem, które doprowadziło nas do Jaskyni Mazarnej na wysokości ok 900m. Trawersując zbocza doliny co chwila otwierały się przed nami kapitalne widoki na okolicę, co wykorzystywaliśmy skrzętnie na opróżnianie zabranych ze sobą zapasów, nie tylko żywieniowych, ale również napojowych 😉 Trawersując zbocza Tlstej dotarliśmy wreszcie do wypłaszczenia, gdzie też zanikała roślinność. W efekcie w szczytowe partie weszliśmy już w otwartym terenie, skąd znów mieliśmy szeroką panoramę na okolicę. Widzieliśmy stąd majaczące gdzieś tam w oddali Krizną i Ostredok – najwyższe szczyty pasma.

Podchodząc pod Tlstą szło się pod takim skalnym okapem
Jeden z wielu punktów widokowych w wyższych partiach podejścia pod Tlstą

Po odpoczynku na szczycie i wpisaniu się do zeszytu umieszczonego w skrzynce na szczycie ruszyliśmy w dół niebieskim szlakiem. Tak jak początkowo prowadził on stromo pod górę, tak teraz czekało nas strome i niewygodne momentami zejście. Dotarliśmy w końcu do rozwidlenia szlaków. tutaj mogliśmy kontynuować zejście niebieskim szlakiem do doliny, lub wejść na żółty szlak, który wyprowadziłby nas na Ostrą. Ruszyliśmy zgodnie w kierunku Ostrej, sugerując się mnogością punktów zaznaczonych na mapie, jako punkty widokowe w okolicy szczytu. Czekało nas teraz podejście 200m przewyższenia aż na Przełęcz pod Ostrą (Sedlo Ostrej). Z tego miejsca zrozumieliśmy, dlaczego na mapie w tej okolicy było zaznaczonych tak wiele punktów widokowych. Okolica wprost onieśmielała. Po prawej stronie mieliśmy wyrastającą około 50-60 metrową turnię, pod którą wiła się  ścieżka i wyprowadzała w pobliże szczytu. Po lewej zaś stronie wyrastała nieco mniejsza, około 10 metrowa turniczka, na której również znajdował się punkt widokowy.

Widok ze szczytu Tlstej. Gdzieś tam w oddali majaczą najwyższe szczyty Wielkiej Fatry -Krizna i Ostredok
A to już podejście na Ostrą 😉

Wybraliśmy najpierw wariant z wejściem na tę znacznie wyższą i bardziej efektową turnię. Ścieżka tutaj stawała się nieco trudniejsza, momentami ubezpieczona też łańcuchami, ale po wejściu na szczyt naszym oczom ukazał się fantastyczny widok na okolicę. Stąd też dobrze widzieliśmy dalszy przebieg naszej trasy. Po przejściu skalnego labiryntu w okolicy i powrocie na przełęcz ruszyliśmy w przeciwnym kierunku na mniejszy punkt widokowy, z którego jednak ta wyższa turnia prezenowała się jeszcze okazalej. Stąd ruszyliśmy dalej, najpierw w kierunku Zadnej Ostrej, a następnie żółtym szlakiem prowadzącym przez Juriasovą Dolinę dotarliśmy do zielonego szlaku prowadzącego Blatnicką Doliną. Odcinek prowadzący szlakiem żółtym był dość męczący ze względu na duże nachylenie terenu, gdzie kolana mocno się grzały i warto było je odciążać kijkami. Dopiero po dojściu do szerszej doliny teren się nieco wypłaszczał i można było spokojnym krokiem wrócić do Blatnicy. Wycieczka zamknęła się w 20 km i ok 1100m przewyższeń, co biorąc pod uwagę, że zrobiliśmy pętlę daje średnie nachylenie na podejściach rzędu ponad 10%. To pokazuje jak strome i krótkie bywają podejścia z dolin na wielkofatrzańskie grzbiety.

Widok z Ostrej
A tu widok na Ostrą z drogi zejściowej

25.05.2022 (środa) – Stare Hory MTB

Po dniu odpoczynku od roweru znów naszła nas ochota na dwa kółka. Tym razem trafiliśmy do miejscowości Stare Hory, położonej dosłownie kilka kilometrów dalej od Dolnego Harmańca, gdzie byliśmy dwa dni temu, kręcąc w kierunku Karlovej Studny. W Starych Horach zostawiliśmy auto na parkingu koło kościoła i w trójkę ruszyliśmy zieloną cyklotrasą wzdłuż Richtarovsky’ego Potoku tzw. Barboską cestą (ścieżką). W miejscu, do którego schodziły się z gór dwa potoki, skręciliśmy w lewo w kierunku czerwonego szlaku pieszego, znanego pod nazwą Partizansky Chodnik. Trawersowaliśmy okoliczne grzbiety, dzięki czemu co chwila otwierały nam się widoki na okolicę, stąd też co chwila trzeba było się zatrzymywać na sesje zdjęciowe. W pewnym momencie minęliśmy nadajnik radiowy i zaraz po nim wjechaliśmy na pierwszy z wierzchołków (Klepacka, 803m). Kontynuując zjazd stamtąd i trawersując cały czas zbocze musieliśmy w pewnym momencie zaordynować postój. Pogoda bowiem się zmieniła i rozpadało się na dobre. Schowaliśmy się gdzieś w lesie, aby liście drzew dawały nieco osłony przed kroplami wody spadającymi z nieba. W takim letargu i oczekiwaniu na poprawę pogody spędziliśmy wtuleni w siebie około godziny i dopiero wtedy mogliśmy ruszyć dalej.

Widok na Zlate Hory
A tu widoczek z rowerem 🙂

Dalsza podróż była trudniejsza, gdyż świeżo po deszczu trasa była rozmoknięta i momentami było dość grząsko. Sprawnie jednak zjechaliśmy do przysiółka Jelenska, skąd miał rozpocząć się kolejny podjazd. Tu jednak musieliśmy zaczekać na kolegę, który po drodze zgubił gdzieś okulary i wrócił się ich szukać. Akcja poszukiwawcza na szczęście zakończyła się sukcesem i mogliśmy kontynuować jazdę. Teraz czekał nas najbardziej wymagający podjazd na grzbiet z wysokościami ponad 1000m, co oznaczało 300m podjazdu na krótkim dystansie. A jeśli dodamy do tego utrudnione poruszanie się w grząskim terenie dostaniemy przepis na prawdziwą górską wyrypę na dwóćh kółkach. Przyznam, że na tym podjeździe straciłem ochotę do dalszej jazdy, ale gdy w końcu dojechałem do reszty ekipy i mogliśmy kontynuować jazdę, nieco odżyłem. Zmieniliśmy też nieco początkowe założenie i kontynuowaliśmy zjazd niebieską cyklotrasą, zamiast jechać zieloną. Obie łaczyły się potem pod popularną restauracją Rozhladna Sachticka, gdzie znajduje się również hotel jak i wieża widokowa. W środku tygodnia hotel był oczywiście nieczynny, ale kawiarnia wewnątrz działała i udało się zamówić kawę i ciastko.

Świeżo po deszczu, gdy wszystko paruje
Przed zjazdem do Spanej Doliny

Taki posiłek dał nam powera przed dalszą jazdą. Mieliśmy teraz do pokonania trudny zjazd do miejscowości Spana Dolina, która chyba jest miejscowością dość turystyczną. Udało nam się tu bowiem zakupić magnesy przedstawiające właśnie tę miejscowość, a to zawsze jest dobry wyznacznik tego, czy dane miejsce można uznać za wystarczajaco turystyczne 😉 Obładowani w magnesy i inne souveniry ruszyliśmy w drogę powrotną do auta. Czekał nas tutaj jeszcze jeden podjazd – krótki, ale bardzo intensywny, po którym dotarliśmy do starej kopalni. Stamtąd znów leśną ścieżką (Barborską Cestą – tą samą, na której zaczynaliśmy trasę) dotarliśmy do opuszczonej kopalni, przy której –jak się potem okazało, znajdowało się rozwidlenie dróg. Zamiast jednak pojechać w prawo drogą, której nie zauważyliśmy, pojechaliśmy w lewo, kierując się w stronę Ulanki, zamiast Starych Hor. Udało nam się jednak znaleźć skrót, który pozwolił nam wrócić na szosę prowadzącą do Starych Hor. W międzyczasie jeszcze tymczasowe zabezpieczenie opony w jednym z rowerów w postaci powertape’a nie wystarczyło i opona strzeliła. Musieliśmy zatem zostawić na parkingu jednego z naszych, we dwójkę wrócić do Starych Hor po auto i w drodze powrotnej zabrać nieszczęśnika z kapciem.

Zakratowany wjazd do nieczynnej już sztolni przy zjeździe ze Spanej Doliny do Zlatych Hor
Rower tego dnia był artystycznie ubłocony 😉

W drodze powrotnej znaleźliśmy jeszcze sklep, gdzie mógł on tego samego dnia jeszcze kupić nową oponę i dętkę, dzięki czemu kolega nie został uziemiony z rowerem do końca wyjazdu, ale mógł znów dosiąść swojego rumaka. Trasa z tego dnia zamknęla się w niespełna 40 km i prawie 1000m przewyższeń, ale przez błoto zmęczyłem się na niej jakby trzeba było jej parametry przemnożyć przynajmniej przez 1,5x.

Ogólne zmęczenie po dość niespodziewanej środowej wyrypie na rowerze sprawiał, że nie czułem się zbyt świeżo przed daniem głównym tego wyjazdu, czyli trawersu masywu Małej Fatry. Mała Fatra, choć z nazwy „mała” potrafi zmęczyć chyba nawet bardziej niż Wielka. Trawers głównego masywu zaś poprowadzony czerwonym szlakiem to około 33 kilometrów marszu podczas którego pokonuje się ok 2300m przewyższenia. Zrobienie tego w jeden dzień to już solidne wyzwanie o sportowym charakterze.

Najważniejsza jednak w tym przedsięwzięciu była logistyka. Ponieważ było nas sześć śmiałków, ruszyliśmy na dwa auta. Wypakowaliśmy ekipę w miejscowości Zazriva, skąd startuje czerwony szlak, a następnie wraz z drugim kierowcą zabraliśmy oba auta na koniec szlaku, który znajduje się w miejscowości Nezbudska Lucka. Tam zostawiliśmy jedno auto, a jego kierowca przesiadł się do mnie i wróciliśmy do Zazrivy, skąd startowała reszta naszej ekipy. Założenie było takie, że będziemy ich teraz gonić na szlaku.

26.05.2022 (czwartek) – Trawers Małej Fatry

Szybko ruszyliśmy w drogę, pilnując czerwonego oznakowania. Minęliśmy ostatnie zabudowania i ruszyliśmy ostro pod górę zboczami Małego Rozsutca (1344m). Na przełęczy Zakres (słow. Sedlo Zákres, 1229 m) szlak czerwony odbijał w lewo, mijając szczyt Małego Rozsutca. Przed nami jednak wyrastało ogromne cielsko Veľký’ego Rozsutca (1610m). Niestety z racji wczesnej pory roku, ten odcinek szlaku był zamknięty i musieliśmy ominąć ten efektowny szczyt niebieskim szlakiem, który doprowadził nas znów do czerwonego szlaku na przełeczy Medziholie (1185m). Stamtąd musieliśmy się wgramolić na Stoha (1607m). W końcowcej fazie podejścia wreszcie wyszliśmy z lasu i otworzyły nam się widoki, ale też zaczęło wiać. Na odsłoniętym grzbiecie ten wiatr miał nam towarzyszyć przez większą część trasy.

Pierwszy widoczek na trasie z podejścia na Mały Rozsutec
Widoczna na pierwszym planie piramuda to Velky Rozsutec, w tle Stoh

Na szczycie Stoha nie zabawiliśmy zbyt długo ze względu na dokuczliwy wiatr dlatego szybko puściliśmy się w dół w kierunku Stohowej Przełęczy (słow. Stohové sedlo (1230 m). Tam zrobiliśmy sobie krótki postój na uzpełnienie kalorii i ruszyliśmy znów pod górę w kierunku Południowego Gronia (słow. Poludňový grúň, 1460 m). Teraz czekał nas typowo graniowy bądź grzbietowy fragment trasy, gdzie co chwila wychodziliśmy na wierzchołki i schodziliśmy na przełęcze, mijając po drodze oprócz wspomnianego Gronia również dwa wierzchołki Steny (1572m) rozdzielone Przełęczą w Stenach (słow. Sedlo v Stenách, 1450m).

Mały Rozsutec
Velky Rozsutec widziany z podejścia na Stoch

Następnie czerwony szlak, cały czas prowadząc grzbietem, kierował nas w stronę wierzchołka o swojsko brzmiącej nazwie Chleb (1645m). Aby jednak się na niego dostać, musieliśmy przejść przez wierzchołek Hromové (1636m) oraz przełęcz o tej samej nazwie (Hromové sedlo (1590m). Po dotarciu na wierzchołek znaleźliśmy kawałek zacisznego miejsca, gdzie nie wiało zbyt mocno i zrobiliśmy tutaj przerwę na posiłek. Stąd ruszyliśmy w kierunku przełęczy pod Wielkim Krywaniem (słow. Veľký Kriváň, 1708 m). Na sam wierzchołek jednak nie wchodziliśmy, gdyż znajduje się on nieco z boku od głównego grzbietu. Kontynuowaliśmy wędrówkę czerwonym szlakiem aż do przełęczy Bublen (1510m), gdzie naszym oczom ukazało się ostatnie, jak sądziliśmy (i jaką mieliśmy nadzieję) podejście tego dnia. Z tej perspektywy Mały Krywań (Malý Kriváň, 1671 m) wyglądał bardzo okazale. Nie tracąc czasu, choć sił było już coraz mniej rozpoczęliśmy podejście, które początkowo było dość komfortowe, poprowadzone osłoniętą od wiatru częścią zbocza. Po wyjściu na odsłoniętą przestrzeń, znów zaczęło jednak przeraźliwe wiać, ale na szczęście na szczycie Małego Krywania ktoś zbudował prowizoryczny murek z kamieni, gdzie mogliśmy pod nim usiąść i osłonąwszy się od wiatru, zrobić kolejny postój na jedzenie.

Dalszy przebieg trawersu widziany ze Stocha – w oddali Velky Kryvan
Widoczne jeszcze płaty śniegu w okolicach Velky\ego Kryvana

Ponieważ jednak mieliśmy już w nogach dobre 6 godzin marszu, zapasy żywności były już powoli na wyczerpaniu, a przed nami był jeszcze dobry kawałek spaceru. Sądziliśmy wszyscy, że większość atrakcji na tym szlaku jest już za nami i teraz czekać nas będzie już spokojne zejście do doliny. Nic bardziej mylnego! Prawdziwe atrakcje miały się dopiero zacząć. Rozpoczęliśmy zejście do przełęczy Priehyb (1452 m) skąd przez przełęcz Vráta (1440 m) weszliśmy znów na wyjątkowo eksponowany fragment grzbietu, który był już bardziej granią. Trudniejszym, chwilami ubezpieczonym łańcuchami terenem dotarliśmy do punktu widokowego na Białych Skałach (słow. Biele skaly, 1448 m), skąd mieliśmy fantastyczne widoki na okolicę w promieniach z wolna zachodzącego słońca. Nieco później dotarliśmy do ostatniego wierzchołka na grzbiecie – Suchý’ego (1468 m). Tutaj znów zrobiliśmy postój, na którym zjedliśmy resztki zapasów jakie nam pozostały. Podjęliśmy też decyzję, że ja wraz z drugim kierowcą ruszymy szybciej w dół, aby dotrzeć przed resztą ekipy do doliny. Następnie mieliśmy ruszyć po drugi samochód na miejsce startu i dwoma autami wrócić po resztę ekipy na miejsce finiszu naszej trasy.

Na jednym z wierzchołków Sten, w oddali widoczny Stoh
Podejście pod Suchy, zdjęcie zrobione z Bielych skal

Puściliśmy się pędem w dół, niemal nie zauważając Chaty pod Suchym – jedynego schroniska na całej trasie. Nie robiliśmy tu jednak przerwy, a pobiegliśmy dalej. Gdzieś zgubiliśmy szlak i wylądowaliśmy na bocznej leśnej ścieżce, ale wróciliśmy na niego w okolicach wierzchołka Plešel (981 m), skąd niedługo potem dotarliśmy pod ruiny zamku Starhrad. Teraz już łatwą i szeroką ścieżką kontynuowaliśmy zejście w kierunku miejscowości Nezbudska Lucka. Ostatnie kilometry dłużyły nam się niemiłosiernie, ale wreszcie dotarliśmy do samochodu. Niemal natychmiast ruszyliśmy w kierunku miejscowości Zazriva, bo na zegarze było już dobrze po 20, a musieliśmy pojechać po auto i wrócić jeszcze po resztę ekipy i dopiero wszyscy razem wrócić do naszej chatki. Po niespełna półtorej godzinie wróciliśmy już dwoma samochodami po resztę ekipy i już w zupełnej ciemności wróciliśmy do Blatnicy, meldując się w naszej chatce około godziny 23. Ślad z zegarka pokazał, że całość trasy, którą pokonaliśmy to nieco ponad 33 km i 2138m przewyższeń. Byłoby na pewno więcej, gdyby otwarty był szlak na Velky Rozsutec, ale byliśmy już tak wypompowani, że wcale nam nie było żal, że musieliśmy ten efektowny wierzchołek zostawić z boku. Będzie przynajmniej po co na Małą Fatrę wracać 🙂

Zdjęcie z Suchy’ego z widokiem na Biele Skaly, w oddali po prawej widoczny Maly Kryvan

27.05.2022 (piątek) – rest day 😉

Po takiej wyrypie nikogo nie dziwiło, że w piątek trudno było się zwlec z łóżka. Nawet nie tyle dlatego, żebyśmy spali jako długo, bo ja osobiście i tak obudziłem się już około 7. Problemem było jednak wstanie z łóżka i dojście do łazienki, nie mówiąc już o zejściu po schodach do kuchni 😉 W efekcie zbieraliśmy się bardzo spokojnie i powoli, jedząc śniadanie dopiero koło południa 😉

Drugą część dnia spędziliśmy najpierw na książkach i hamakach, decydując się na wyjście do ludzi dopiero około 15 😉 Na nasz obecny stan zaproponowaliśmy sobie jedyną słuszną opcję, czyli wycieczkę do Turciańskich Teplic, gdzie mogliśmy się wtopić w tłum tamtejszych kuracjuszy 😉

28.05.2022 (sobota) –Krizna & Ostredok

Okazało się, że jeden dzień odpoczynku to w sam raz, a może i nawet za dużo, bo zdążyliśmy się na tyle zregenerować, żeby jeszce w sobotę, która miała być przedostatnim dniem pobytu tutaj, zdecydować się na jeden spacer. Naszym celem była Krizna (1574m), z którą mieliśmy rachunki do wyrównania, a będąc tam już grzechem byłoby nie wejść na najwyższy wierzchołek Wielkiej Fatry – Ostredok (1596m).

Dochodzimy do przełęczy Rybovske Sedlo, po lewej widoczna Krizna, a po prawej Ostredok
Końcowe podejście na Krizna

Za punkt startu obraliśmy miejscowość Liptovske Revuce, gdzie zostawiliśmy samochody na rozwidleniu szlaku żółtego i zielonego. Ruszyliśmy szlakiem zielonym prowadzącym dnem Suchej Doliny, aż dotarliśmy do rozwidlenia szlaków, gdzie kolejny żołty szlak wyprowadzał na przełęcz Vychodne Prasnicke Sedlo (920m). Tutaj pojawił się czerwony szlak, którym poprowadzony jest międzynarodowy szlak turystyczny E8. Wędrując nim na wschód można dotrzeć do polskiego Beskidu Niskiego w okolice miejscowości Barwinek. My jednak poszliśmy w kierunku przeciwnym – na zachód, gramoląc się na zalesiony Veterný vrch (1040 m). Stamtąd kontynuując spacer czerwonym szlakiem zeszliśmy na przełęcz Prašnické sedlo (1050m), skąd cały czas idąc czerwonym szlakiem i trawersując zbocza Repište (1200m) dotarliśmy w rejon szerokich połonin przypominających polskie Bieszczady. Zrobiliśmy na postój w pobliżu przełęczy Rybovské sedlo (1317 m). Stąd mieliśmy nieco ponad 200m przewyższenia na Krizną, która stąd wydawało się być blisko, niemal na wyciągnięcie ręki. Z tej przełęczy można na szczyt również wjechać rowerem, kierując się czerwoną bądź niebieską cyklotrasą przez wierzchołek Líška (1445 m). My jednak po odpoczynku i drugim śniadaniu ruszyliśmy szlakiem pieszym, przecinającym prostopadle zbocze, gdzie nachylenie terenu było już zdrowe. Po wyjściu na grzbiet znów okazało się, że będzie nam tutaj towarzyszył dokuczliwy wiatr, podobnie jak przy przejściu trawersu Małej Fatry, dlatego na szczycie Kriznej nie spędziliśmy zbyt wiele czasu.

Na szczycie Ostredoka. W tle widoczna Krizna z nadajnikiem.
Na zejściu z Ostredoka. Już się rozpogodziło po deszczu

Ruszyliśmy na północ w kierunku Ostredoka, mijając po drodze jeszcze jeden wierzchołek Frčkov (1585 m), skąd już rzut kamieniem było na najwyższy szczyt całego pasma. Trafiliśmy tam niedługo później, ale i tutaj nie zabawiliśmy zbyt długo. Po części ze względu na dokuczliwy wiatr, a po części ze względu na zmieniający się krajobrac, gdzie na niebie pojawiało się coraz więcej ciemnych, burzowych chmur i towarzyszących im szarosiwych smug, zwiastujących solidny opad. Trzeba jednak przyznać, że widoki z połonin w okolicach Kriznej i Ostredoka są naprawdę powalające i pozwalają dostrzec naprawdę dalekie pasma górskie, wliczając w to również oczywiście Tatry, gdzie udało nam się zlokalizować choćby Krywań, czy Łomnicę. Nie mieliśmy jednak zbyt wiele czasu na podziwianie widoku. Chcieliśmy bowiem jak najszybciej zejść niżej z odsłoniętego terenu i schować się przynajmniej w granicy lasu, zanim zacznie padać. Trawersując zbocza Suchý’ego vrchu (1550 m) dotarliśmy w pobliże szałasu, który był jednak oblegany przez dużą grupę turystów. Musimy pamiętać, że to była sobota, a podczas weekendu ruch na fatrzańskich szlakach znacząco wzrasta. Ruszyliśmy zatem dalej w kierunku przełęczy Koniarky (1377 m), skąd przez wierzchołek Chyžky’ego (1340 m) i przełęcz Sedlo Chyžky (1310 m) trafiliśmy do odbicia szlaków. Tutaj nasz szlak czerwony łączył się ze szlakiem żółtym, który miał nas sprowadzić bezpiecznie do dna doliny. Szczęśliwie, jak się okazało, był to typowy z dużej chmury mały deszcz, dlatego już w zejściu żółtym szlakiem tylko chwilami z nieba spadały pojedyncze, niegroźne już krople.

Panorama ze szczytu Kriznej

Początkowo zejście do doliny były bardzo strome i nieprzyjemne, gdzie kolana grzały się do czerwoności, mimo wspomagania kijkami. Dopiero od napotkanej na trasie wiaty ostre zejście ustąpiło szerokiej równej drodze, która prowadziła wgłąb Zelenej Doliny. Niedługo potem trakt pokrył się asfaltem, co oznaczało, że niechybnie zbliżamy się do cywilizacji. Tu podobnie jak dwa dni wcześniej, zostawiliśmy resztę ekipy, a ja wraz z drugim kierowcą ruszyliśmy po samochody, którymi wróciliśmy na parking przy szlaku. Tym samym zamknęliśmy nie tylko tę górską pętlę, ale i cały wyjazd. W niedzielę bowiem z rana czekał nas już tylko powrót do Polski z marzeniami i planami na kolejne wyjazdy. Niewykluczone, że znów do Słowacji, bo w zasadzie, choć weszliśmy na najwyższe szczyty Wielkiej i Małej Fatry, oba te pasma jedynie „liznęliśmy” i pozostało tu nadal sporo do zrobienia. Zarówno pieszo, jak i na rowerze.