Niepisaną tradycją naszej grupy są jesienne wypady w cieplejsze rejony Europy, gdzie szukamy jeszcze okazji, aby zaznać trochę słońca i naładować słoneczne baterie przed zimą. W czasach covidowych planowanie takich wyjazdów było nieco trudniejsze przez problemy z dostępnością lotów czy hoteli, ale w 2022 roku sytuacja zdawała się normować i w efekcie w połowie października zameldowaliśmy się na wrocławskim lotnisku, skąd mieliśmy się udać do czarnogórskiej Podgoricy. Dla większości z ekipy miała to być pierwsza podroż samolotem od czasu naszej wspólnej wycieczki na Sycylię w listopadzie 2019 roku.
Sobota, 15.10.2022
Po wylądowaniu w Podgoricy przywitała nas słoneczna i ciepła aura, co dobrze rokowało na nadchodzące dni. Wystarczyło nieco ponad półtorej godziny, żeby zamiast wrocławskich 12 stopni mieć dwa razy tyle na termometrach. Niestety zanim wyruszyliśmy w trasę do miejscowości Risan nad Zatoką Kotorską, gdzie mieliśmy wynajęty apartament, musieliśmy się jeszcze zmierzyć z typową dla Czarnogóry mieszaniną południowej opieszałości z bałkańskim bałaganiarstwem. W efekcie na odbiór samochodu na lotnisku czekaliśmy dłużej niż… trwał sam lot! Koniec końców o 18 ruszyliśmy w kierunku Zatoki Kotorskiej, a na miejscu zameldowaliśmy się około 20.
Niedziela, 16.10.2022
Pierwszy pełny dzień w Risan, bo tak nazywała się nasza miejscowość, przywitał nas bezchmurnym niebem i wysoką temperaturą. Na początku chcieliśmy poznać najbliższą okolicę, dlatego ruszyliśmy w dół miejscowości, w kierunku głównej drogi przechodzącej przez Risan. Droga ta wije się wzdłuż wybrzeża Zatoki Kotorskiej od Kotoru aż do Herceg Novi przez niespełna 30 kilometrów. Przejeżdżka tą trasą obfituje w fantastyczne widoki.
Po dotarciu na główny deptak ruszyliśmy w kierunku największej atrakcji Risan, czyli muzeum rzymskiej mozaiki. Pozostałości po sztuce starożytnego Rzymu zachowały się tam aż od II wieku n.e., a przy pracach wydobywczych i konserwatorskich pracują również polscy naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego. Nie jest to może sztuka najwyższych lotów ani ekspozycja nie wzbudza może najbardziej skrajnych emocji, ale skoro jest to reklamowane jako najważniejsza atrakcja turystyczna, wypadało ją zobaczyć. Po wyjściu udaliśmy się do nadbrzeżnej kawiarni, by się trochę orzeźwić, gdyż południowe słońce już mocno operowało.
Drugą część dnia spędziliśmy na włoczeniu się po okolicznych uliczkach, kosztując lokalne specjały zarówno te kulinarne, jak i alkoholowe, bo jak wiadomo, Czarnogóra podobnie jak całe Bałkany, oferuje prawdziwą mnogość smaków w tym zakresie. A ponieważ nasz apartament dysponował również basenem, więc mogliśmy połączyć odpoczynek w wodzie i na leżakach z kosztowaniem kolejnych specjałów.
Poniedziałek, 17.10.2022
Po dniu spędzonym na basenie chcieliśmy zobaczyć kawałek okolicy. Nasz wybór padł na najbardziej znany w okolicy ośrodek turystyczny, czyli Kotor. Wcisnięte wgłąb Zatoki Kotorskiej miasteczko portowe znane jest chyba przede wszystkim z dwóch faktów: po pierwsze, znajdują się tutaj ruiny starej fortecy, na które wychodzi się pokonując uprzednio bagatela ponad 1300 schodów. Po drugie zaś, do portu w Kotorze wpływają często olbrzymie statki wycieczkowe, których goście wraz z załogą potrafią podwoić liczbę mieszkańców miasta.
Tylko podczas naszej obecności do portu wpłynąl statek o nazwie Costa Delicioza. Przeszukaliśmy internet w poszukiwaniu informacji o tym statku i okazało się, że przyjmuje on na pokład ok 3-3,5 tys. Pasażerów, a sama załoga to ponad 1 tys. osób. Statek dysponuje 13 pokładami, 4 basenami, 3 jacuzzi oraz 3 boiskami sportowymi. Takie liczby muszą robić wrażenie.
Wejście na szczyt fortecy po wspomnianych ponad 1300 stopniach zajęlo nam dobrze ponad godzinę, bo też się specjalnie nie spieszyliśmy, zatrzymując się na kolejnych punktach widokowych. Niestety trzeba się tutaj zmierzyć z ogromnymi tłumami turystów, którzy podobnie jak my chcą zobaczyć to miejsce. Warto jednak tam wejść bo widoki z góry na Kotor jak i całą zatokę są doprawdy oszałamiające. Po zejściu zaś warto zatopić się w wąskich uliczkach starego miasta, gdzie aż roi się od sklepów z pamiątkami, kawiarni oraz restauracji. My jednak na obiad ruszyliśmy w kierunku mariny, gdzie udało nam się znaleźć restaurację serwującą dania z grilla na różne sposoby. Po obiedzie wróciliśmy do Risan, gdzie spędziliśmy resztę dnia.
Wtorek, 18.10.2022
We wtorek niestety część z ekipy musiała już wracać do Polski wcześniejszym lotem. Zaproponowaliśmy zatem, że zawieziemy ich na lotnisko w Podgoricy, a w drodze powrotnej zahaczymy o jakieś inne ciekawe miasteczko. W efekcie po odwiezieniu chłopaków na lotnisko, obraliśmy kurs na oddalony o ledwie 45 kilometrów. Czarnogórskie drogi nie pozwalają jednak na rozwijanie na nich zawrotnych prędkości, dlatego na podróż zajęla nam około godziny.
Trafiliśmy na główny deptak położony nad samą plażą, gdzie odpoczęliśmy po trudach podróży w pobliskiej restauracji gdzie zaserwowaliśmy sobie obfite drugie śniadanie, a może nawet wczesny obiad. Następnie ruszyliśmy w kierunku Starego Baru, gdzie znajduje się najstarsze na świecie drzewo oliwne, którego wiek szacuje się na ok 2300 lat. Samo drzewo jednak niczym specjalnym nie imponuje i nie wygląda jakoś spektakularnie. Na pewno nie jest tak efektowne, jak np. Tysiącletnie drzewo smocze na Teneryfie.
Spod drzewa oliwnego ruszyliśmy w kierunku ruin starego miasta, gdzie znajduje się ścieżka edukacyjna pomocna przy zwiedzaniu. Zaparkowaliśmy auta nieco wyżej i ruszyliśmy w kierunku bramy wejściowej. Tutaj rozpoczęliśmy zwiedzanie, oglądając stare zabudowania oraz czytając informacje zawarte na pobliskich plansach informacyjnych. Trasa udostępniona turystom pozwala na przejście m. In. Przez stare bramy, obok kościołów, a także przez mury obronne i pobliską cytadelę. Z murów rozciąga się fantastyczny widok nie tylko na położony wyżej Stary Bar, ale również na Bar i majaczący gdzieś tam na wybrzeżu port Bar – największy port towarowy byłej Jugosławii.
Z okolicy rozpościera się też pięny widok na otaczające Stary Bar góry pasma Rumija z najwyższym szczytem o tej samej nazwie (Rumija, 1594m npm), na który prowadzi znakowana ścieżka. Nam jednak nie było w głowie wchodzić w tym dniu w góry, bo słońce prażyło niemiłosiernie i już samo zwiedzanie ruin starego miasta skutecznie nas wymęczyło. Stamtąd ruszyliśmy w drogę powrotną do Risan, co oznaczało konieczność blisko 2h jazdy i pokonania prawie 80 kilometrów.
Środa, 19.10.2022
Po dwóch dniach spędzonych w okolicach na południowy wschód od Risan, w środę chcieliśmy ruszyć w przeciwną stronę kraju – na północny zachód. Chcieliśmy dojechać do miasteczka Herceg Novi, skąd ruszyć w kierunku miejscowości Kameno, gdzie startuje znakowany szlak pieszy w kierunku schroniska Za Vratla. Aby jednak dotrzeć do miejscowości Kameno, trzeba było się wspiąć samochodem z poziomu morza na wysokość ok 600m. Dalej z Kameno trzeba było podjechać jeszcze kawałek, bo najwygodniej wychodząc w góry w tamte okolicy zaparkować w okolicach nieczynnego motelu Borici na wysokości niespełna 800m npm.
Po zaparkowaniu na miejscu ruszyliśmy w góry. Trasa początkowo wiodła zacienioną, szeroką szutrową drogą. Szło się zatem całkiem przyjemnie. Po chwili jednak wyszliśmy z cienia i słońce dosłownie dawało nam popalić. Końcówka podejścia pod schronisko też była nieprzyjemna, bo teren się stał znacznie bardziej stromy, a kamienie na drodze usypywały się spod nóg. Odnaleźliśmy miejsce, gdzie mieliśmy zamknąć zaplanowaną pętlę, ale póki co chcieliśmy dotrzeć do schroniska. To okazało się jednak zamknięte, więc musieliśmy liczyć tylko na zapasy, które wzięliśmy ze sobą do plecaka.
Z położonego nieco w dolince schroniska ruszyliśmy w prawo w kierunku szczytu Radostak (1445m). Szliśmy sugerując się całkiem niezłym oznakowaniem. Mimo, że na mapie, którą dysponowaliśmy ścieżka nie była zaznaczona jako znakowany szlak, w istocie co chwilę na drzewach spotykaliśmy oznakowanie, a w miejscach rozwidleń i rozdroży było to wyraźnie opisane, dlatego trudno było się tutaj zgubić. Mniej więcej w połowie pętli wyszliśmy na skraj zbocza, skąd naszym oczom ukazał się fantastyczny widok na nabrzeże tej części Zatoki Kotorskiej wraz z przylegającymi do niego miasteczkami takimi jak Herceg Novi, Zelenika czy Bijela.
Po dotarciu w to miejsce nie schodziliśmy dalej w kierunku oceanu, a skręciliśmy w prawo by trawersować to strome zbocze. Minęliśmy odbicie szlaku na szczyt Radostaka i kontynuowaliśmy trawers, wchodząc w końcu na grzbiet, który momentami zwężał się do dość technicznej grani. Przez wierzchołki Врањај (ok 1300m) oraz Рободо (ok 1400m) dotarliśmy w końcu na wierzchołek Siljevika (1452m). Stąd rozpościerał się ładny widok na okoliczne góry, a w dole widzieliśmy też już schronisko.
Po chwili rozpoczęliśmy zejście, które okazało się zaskakująco trudne i strome. Dość powiedzieć, że na ok 420m dystansu mieliśmy do pokonania 200m przewyższenia, co daje niespełna 50-procentowe nachylenie terenu. Oznakowanie ścieżki a to się pojawiało, a to znikało i trzeba było schodzić nieco na czuja, szukając najwygodniejszego wariantu. W pewnym momencie oznakowanie się nieco poprawiło i od tego miejsca było już czytelniejsze. Trzeba było tutaj odbić w prawo i przez szerokie skalne rumowisko ruszyliśmy już zgodnie z oznakowaniem aż dotarliśmy do rozwidlenia szlaków, gdzie byliśmy już podczas podejścia – to było to miejsce, gdzie mieliśmy zamknąć pętlę i tak się stało. Stamtąd mieliśmy jeszcze około 1,5 km dystansu i ok 400m przewyższeń, ale tu już trasę znaliśmy i nawet palące słońce oraz dokuczające nam pragnienie nie mogło nam przeszkodzić w bezpiecznym zejściu. W końcu dotarliśmy do auta i ruszyliśmy na dół na spotkanie z drugą częścią ekipy. Ostatecznie spotkaliśmy się w restauracji w miejscowości Igalo, gdzie zjedliśmy obiad i ruszyliśmy w drogę powrotną do Risan.
Czwartek, 20.10.2022
Po dniu w górach chcieliśmy trochę odpocząć, dlatego nasz wybór na czwartek padł na miejscowość Tivat, gdzie znajduje się drugie w Czarnogórze lotnisko. Aby jednak urozmaicić sobie wycieczkę, nie kierowaliśmy się do Tivat drogą przez Kotor, a ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, aby w miejscowości Durici wjechać… na prom, którym przetransportowaliśmy się na drugi brzeg Zatoki Kotorskiej, która w tym miejscu zwęża się do wąskiego, dosłownie kilkuset metrowego przesmyku. Dlatego też transport promem zajmuje dosłownie kilka minut. Dopłynęliśmy do miejscowości Lepetane, skąd do Tivat jest dosłownie 10 minut jazdy samochodem.
W Tivat zaparkowaliśmy niedaleko promenady nad wybrzeżem i ruszliśmy w jego kierunku. Miasto to dało nam się poznać jako sypialnia dla bogatych właścicieli jachtów z kraju o wiadomej nazwie, którzy dorobili się w większości na gazie i na ropie. Przechadzając się wzdłuż wybrzeża nie sposób nie odnieść wrażenia, że dominującym językiem jest właśnie ten zza naszej wschodniej granicy. A jachty, które można tam oglądać na pewno nie są i nigdy nie będą w moim zasięgu finansowym 😉
Wzdłuż wybrzeża stoją też przycumowane łódki, których właściciele za pewną opłatą wezmą nas na swój pokład i pokażą nam Zatokę Kotorską z innej, wodnej, perspektywy. My jednak z tej możliwości nie skorzystaliśmy. Po deserze w pobliskiej kawiarni zamiast tego ruszyliśmy w kierunku miejscowości Radovici, gdzie niedaleko znajduje się jednak z niewielu piaszczystych plaż w Czarnogórze. Jest ona polecana również w wielu przewodnikach, dlatego chętnie tam ruszyliśmy i nie było to wcale daleko. Zaledwie 15 minut jazdy.
Po pozostawieniu auta na dużym parkingu ruszyliśmy w dół asfaltem aż dotarliśmy do plaży i faktycznie naszym oczom ukazała się faktycznie piękna piaszczysta plaża. Woda w niewielkiej, wcierającej się w ląd płytkiej zatoczce pozostawała ciepła, dlatego wejście do niej było prawdziwą przyjemnością. Płycizna sprawia, że plaża jak i woda jest odpowiednia również dla rodzin z małymi dziećmi. Spędziliśmy na niej kilka godzin, po czym w drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze na obiad do pobliskiej restauracji stamtąd już w całości drogą lądową przez Kotor wróciliśmy do Risan.
Piątek, 21.10.2022
Ponieważ piątek miał być ostatnim dniem spędzonym w Czarnogórze podczas tego urlopu, chcieliśmy go również spędzić na plaży i podładować na maksa baterie słoneczne. Zdecydowaliśmy się na wycieczkę do Budvy, którą początkowo chcieliśmy zwiedzić we wtorek w drodze powrotnej z Baru. Wówczas jednak brakło nam już na to sił. Tym razem mieliśmy mieć na to cały dzień.
Po dotarciu do Budvy zaparkowaliśmy na parkingu w centrum miasta, skąd ruszyliśmy w kierunku plaży przy starym mieście. Tam znaleźliśmy przytulną kawiarenkę nad samym wybrzeżem z widokiem nie tylko na Adriatyk, ale też na wciśnięte tutaj stare miasto wraz z cytadelą. Po drugiej stronie szerokiej zatoki plaża ustępowała miejsce klifom, w których jednak wydrążono ścieżkę, którą można przejść na drugą stronę klifu. Tu znajduje się kolejna plaża, ale ponieważ obie te plaże były kamieniste, nie do końca nam to odpowiadało. Dlatego też zdecydowaliśmy się na opuszczenie Budy i za wypoczynkowy cel wybraliśmy plażę Jaz, która ma najlepsze opinie w okolicy.
Trafiliśmy tam po niespełna 15 minutach podróży i naszym oczom ukazała się plaża, która choć również była kamienista, to jednak był to kamień drobniejszy, po którym dało się wygodnie chodzić. Minusem jednak tej plaży w porównaniu do tej z dnia wcześniejszego było bardzo szybko uciekające dno. Dosłownie po kilku metrach wgłąb morza woda sięgała już do szyi, więc trzeba było mieć się naprawdę na baczności. W międzyczasie jeszcze spokój na plaży zakłóciły wycieczki szkolnej młodzieży (prawdopodobnie z okolicznych szkół), bo trudno o spokój gdy na plaży nagle pojawi się setka rozwrzeszczanych dzieciaków. Na szczęście tak szybko jak grupa się pokazała, również znikła z powrotem w swoich autobusach i znów na plaży zapanował spokój.
Niestety zapanował również chłód. Słońce bowiem tego dnia nie operowało tak mocno jak w dniach poprzednich. Niebo było bowiem lekko zasnute chmurami, co jest też typowe dla rejonu. Wilgoć z zatoki bądź z morza unosi się do góry i formuje chmury. Do tej pory i tak mieliśmy szczęście, bo pogoda w poprzednich dniach była idealna, a w tym tylko „dobra”. Trzeba było zatem spakować ręczniki oraz koce i udać się w drogę powrotną do Risan, zahaczając po drodze jeszcze o restaurację, w której nieskromnie chwaląc kucharza napiszę, że znajdłem chyba najlepszą ośmiornicę w swoim życiu.
Sobota, 22.10.2022
W sobotę trzeba było już wracać, dlatego po śniadaniu udaliśmy się na lotnisko w Podgoricy. Tym razem podróż minęła nam szybciej niż we wtorek gdy odwoziliśmy kolegów. Mieliśmy jeszcze czas na spokojne zdanie samochodów w wypożyczalni, kontrolę paszportową oraz nadanie bagaży.